Starfield jest grą, w której można się bawić na swój sposób. Bethesda umieściła w niej, jak w piaskownicy mnóstwo zabawek, a potem tworząc swoje historie, z nich nie skorzystała. Ale one ciągle tam są i czekają. Dzięki tym elementom, nasze własne story może toczyć się torami których Bethesda, tworząc Starfielda nie przewidziała. Przedstawię tu jedną taką historyjkę.
Milla udała się na planetę w układzie Olympus. Miała zlecenie na jednym z księżyców, ale po wykonaniu zadania, jakoś nie mogła opuścić układu. Coś ją przyciągało. W końcu wylądowała na planecie Nesoi, posadziwszy statek na granicy śniegu w górach. Już po wyjściu poczuła się nieswojo. To było tak, jakby słyszała słowa, ale dochodzące do niej... gdzieś z głębin jej świadomości. Słyszała je jakby wewnątrz siebie, ale tak jakoś... daleko. Coś ją wzywało, wiedziała to, choć nie rozumiała słów. Coś, co było na tej planecie. Skierowała się w stronę łańcucha gór na wschodzie. Słońce miało wzejść niedługo...
I tu nastąpiła pierwsza niewytłumaczalna rzecz. Atmosfera na planecie nie nadawała się do oddychania i było niesamowicie zimno. Dziewczyna żyła tylko dlatego, że chronił ją skafander. A jednak coś nakazywało jej zdjąć hełm. Jak w transie odpięła zaczepy i zdjęła go, a potem zsunęła z głowy ciasno przylegającą haubę... i nic się nie stało. Czuła, że coś patrzy jej oczami, obserwując splendor wznoszącego się słońca.
Wrażenie obcej obecności zmalało, ale coś chroniło ją, gdy szybko naciągała hałubę, zgarniając niesforne włosy. Założyła i zapięła hełm. Czuła, że musi wspiąć się wyżej, że powinna to zrobić, zanim słońce osiągnie zenit. Biegiem ruszyła w drogę. I wreszcie dotarła... Miejsce wysoko na grzbiecie górskim, gdzie skała była koloru nieba. "To jest TO miejsce" - pomyślała.
Posłuszna nakazowi owej obcej woli, ponownie zrzuciła hełm i skierowała twarz ku słońcu...
Coś się stało... Jakby energia ze słońca przepłynęła przez nią i skierowała się w głąb skały pod nią. Poczuła delikatny wstrząs góry i coś, co nazwałaby... westchnieniem. Coś się budziło wewnątrz góry, wewnątrz planety. Opadła na kolana...
Coś się dokonało. Coś się zaczęło, bo poczuła, że musi pójść w inne miejsce, które wabiło ją gdzieś tam... C.D.N.